dzie, mówią, że ktoś był pierwszéj rozmowie przytomnym i że Młyński zupełnie się dał zawojować. Bywa tam codziennie, przesiaduje późnemi wieczorami... Zapewne... niepodobna mu tego mieć za złe, każdyby inny uległ, będąc w jego położeniu — ale... pewne decorum zachować by należało... Całe miasto o tém mówi, chodzi z nią pod rękę w biały dzień.
Hrabina załamawszy ręce, przeszła się kilka razy po salonie.
— Niepojęta rzecz — zawołała, po nim bym się tego nie spodziewała nigdy...
— Ani ja — dodał Samiel... bo w początkach, kiedym ja ostrzegał, że Lena afiszuje swą miłość, śmiał się z tego. Teraz rozumie pani Hrabina, iż stósunki w różnych sferach są zręczną aluzyą do... salonu pani i... teatru.
Jakkolwiek bardzo liberalnych wyobrażeń hrabina, oburzyła się na to zestawienie siebie i swego domu z jakąś tam aktorką bezwstydną. Miała jednak siłę pomiarkować się, uśmiechnąć, nie powiedzieć nic, odprawić Samiela bardzo grzecznie, nie nie dając poznać po sobie — i — czekać na kuzynka.
Sławek w parę godzin po Samielu przyszedł wedle zwyczaju. W salonie była Jadwisia, z którą paplał i swawolił wesoło z pół godziny, postrzegł jednak na twarzy hrabinéj chmury, zakłopotanie, jakąś niecierpliwość, ale nie przypisywał ich sobie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/122
Ta strona została skorygowana.