Dopiero gdy się hrabina Jadzi pozbyła jakoś, pozamykała drzwi, przystąpiła poważnie do Sławka i spytała.
— Powiedzże mi... co te wszystkie hałasy znaczą?
— Jakie? zapytał naiwnie Młyński — któremu dotąd oszczędzono przykrość, jaką miał mu zrobić artykuł. On jeden go nie czytał. — Jakie?
— Ale ten nie poczciwy artykuł w gazecie?
— Ja o niczém nie wiem.
— Hrabina, która chowała go przed Jadzią, wydobyła z kieszeni, podała Sławkowi, a sama niespokojna poczęła się przechadzać po saloniku.
Sławek czytał, źle zrozumiał zrazu, nie pochwycił znaczenia, potém zarumienił się, zmarsczył, rozpłomienił i cisnął pogardliwie na stolik...
— Niech sobie szczekają! tém mnie oni ani zastraszą, ani odwiodą od tego, co za obowiązek uważam.
— Bardzo dobrze! zawołała hrabina, ale pozwólże, byśmy za ciebie nie padały ofiarą.
— Wy? za mnie? jak to? zapytał Sławek.
— Czytałeś przecie! stósunki w różnych sferach towarzystwa, wszyscy w mieście tłómaczą sobie bywaniem codzienném u mnie i... ale bo to nie do darowania taki skandal!
— Jaki skandal?
— Doprawdy, dziwisz mnie ty tak dalece, nadto
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/123
Ta strona została skorygowana.