dobrze odegrywaną komedyą... Całe miasto wie o romansie z aktorką.
— Romansie! począł się śmiać Sławek... i hrabina temu wierzysz!!
— Ale cóż mam myśleć..? siedzisz tam dnie... i noce...
Sławek był oburzony niezmiernie, ale nie chciał się prawie tłómaczyć, tak czuł się niewinnym.
— Nie można więc mieć ani litości ani przyjaźni, ażeby nie być posądzonym o szkaradę, rozpustę! zawołał z gniewem.
— Nie trzeba nigdy dawać powodów do posądzeń — odparła zimno hrabina. Przyznam ci się, że jeśli nie zerwiesz z tą aktorką... bo, jakkolwiek cię szacuję, i żal mi cię będzie, ale niepodobieństwem stanie się i dla mnie, dla mnie szczególnićéj — przyjmować cię w mym domu...
Sławek zczerwienił się cały, ale pohamował prędko.
— Szanowna pani i droga kuzynko — rzekł biorąc za kapelusz... niezmiernie mnie boleć będzie, tak miłe utracać towarzystwo, ale jeśli to jest ostateczny warunek... powiem szczerze, podłości zrobić nie mogę. Byłoby bowiem podłością z méj strony, poświęcić ubogą, biedną, mnie jednego za opiekuna mającą istotę, dla kochanéj kuzyny, która masz i mieć będziesz opiekunów i przyjaciół bez miary...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/124
Ta strona została skorygowana.