do ciebie prośbę i zaklęcie, jesteśmy siostrą i bratem, pozwól mi być z tego dumną... i nigdy, nigdy nie pomyśl nawet... byś mi w czemkolwiek dał... poczuć litość nad ubóstwem mojém. Ja chcę być ubogą aż do nędzy, aby ciebie być godną!!
Mówiła i oczy jéj pałały... Sławek slochał rozczulony i przejęty...
— Jedna sukienka od ciebie jużby mnie jak szata Nessusa paliła! Nie! nigdy!
— To okropne! rzekł Sławek, więc ty się będziesz męczyć a ja rozrzucać... ty cierpieć, ja używać i patrzeć na niedostatek.
— Z którym ja będę szczęśliwa! zawołała Lena... Inaczéj — mówię ci — ucieknę... bo to już nie będzie braterstwo, ale upokorzenie...
— Nie mów o tém, dość! dość! zawołał Sławek... panujesz już nademną!
— Ja tego nie chcę! przerwała dziewczyna ogniście — ja panować nie myślę, nie mogę, bom służebnica twoja, boś ty panem i słońcem mojém...
Ile razy Lena wpadała w taki zapał, Sławek czuł się nad wyraz pomięszanym... i w téj chwili zarumienił się, nie dając jéj mówić, chwycił za rękę, pocałował... ale bojąc się sam siebie, brał za kapelusz aby odejść.
— Czekaj — odezwała się Lena wstrzymując, postanówmy coś. — Najmiesz sobie mieszkanie... prawda?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/139
Ta strona została skorygowana.