sobie, żeby mu ta degradacya niesłuszna, to wygnanie do miasta, zbytnie ciężyło. Gdy mu bardzo stało się smutno na duszy, wówczas zamknąwszy drzwi, klękał pod krzyżem i wypłakał się przy modlitwie, od któréj wstawał wesoły i pocieszony. Ci co go bliżéj znali, mogli ocenić głąb téj pięknéj, spokojnéj, prawdziwie chrześcijańskiéj duszy, gołębiéj niewinności i prostoty; dla obcych była to niepoczesna figurka milcząca i zamyślona, na którą mało kto zwracał uwagę. Żył téż kanonik bardzo samotnie i czas spędzał na czytaniu, modlitwie i przechadzkach. U wyższego duchowieństwa wcale w łaskach nie był. Zadziwić się musiał mocno, gdy jednego z tych dni kleryk przyszedł go prosić nazajutrz na herbatę do ks. Sufragana... Godność tę piastował podówczas duchowny zaledwie lat trzydzieści mieć mogący, potomek znakomitéj niegdyś rodziny, wychowany w Rzymie, monsignor już, prałat domowy Ojca świętego... człek zacny, należący jednak nie do tego duchowieństwa zrosłego na ziemi naszéj, w obyczaju polskim, — ale do przywożącego z sobą francusko-włoskie obyczaje, teorye i tradycye z za morza.
Spędziwszy długie lata w Rzymie i na rozmaitych misyach, monsignor, zaledwie teraz uczył się na nowo swojego języka, z trudnością stósunki miejscowe i zwyczaje odwieczne pojmując. Każdy z kościołów katolickich, do wielkiego świata jedności należących, miał, jak
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/148
Ta strona została skorygowana.