ronkowemi mankietami, krzyż złoty na piersiach i fioletowe tylko pończochy.
Postrzegłszy przygarbionego, śrebrnowłosego staruszka, który kapelusz trzymając w drzących rękach i chustkę w roztargnieniu wyjętą a świecącą dziurami, monsignor wstał, pospieszył przeciw niemu niezmiernie grzecznie, uprzedzający, uśmiechnięty i posadzić go chciał obok siebie na kanapie, ale skromny starzec, nie przyjął tego honoru i siadł opodal na krześle. Monsignor był tak bardzo grzeczny, iż w wyszukanych jego komplementach, czuć było straszliwy chłód tylko...
Była to owa znana grzeczność monarchiczna, gdy idzie o zyskanie wpływowego człowieka, który zresztą... na chwilę potrzebny tylko... zawadza.
Sopoćko raczył się przypomnieć z równie obrachowaną grzecznością.
— Ks. kanoniku, rzekł wesoło monsignor, (z obcymi zawsze zachowywał tę urzędową wesołość) — dla czego się tak zamykacie, że was nigdzie i nigdy oprócz kościoła widzieć nie można?...
— Stary jestem Ekscellencyo, stary i nie zdatny światu. Pan Bóg mnie przyjmuje takim, jakim jestem, ludzie są mniéj wyrozumiali...
— Ale i ludzie i towarzystwo różne przecie, a są między niém i tacy, liczę siebie do nich, którzyby ks. kanonika radzi widzieli i zbliżyli się doń.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/152
Ta strona została skorygowana.