Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

Staruszek dziękując ze złożonemi rękami i zawsze na widoku będącą tą chustką dziurawą, skłonił siwą głowę. Zaczęto mówić o nowinach z Rzymu, o mieście o roku... o tém i owém. Sopoćko był małomówny i milczący. Wśród saméj rozmowy kamerdyner otworzył podwoje drugiego pokoju, w którym podano herbatę i rodzaj wieczerzy. Stół nakryty starannie, błyszczący od srebra i szkła, oświecony lampami, wydawał się dziwnie kanonikowi, który swe obiady jadał na małéj serwetce i wyłupanych talerzach.
Monsignor wziął go pod rękę i wprowadził z sobą, sadzając z jednéj strony Sopoćkę, z drugiéj jego... Daléj usiadł przybyły kapelan i sekretarz Jego Ekscellencyi. Przy herbacie i postnych przekąskach bardzo smacznych i wytwornych rozmowa znowu ciągnęła się o rzeczach ogólnych... Kanonik mało jadł, był zakłopotany, a choć nic nie oznajmowało, aby był zaproszony z innego powodu oprócz grzeczności, przeczuwał jednak zawsze, iż to bez celu i interesu obejść się nie może... Ku końcowi herbaty kapelan odszedł, sekretarz się wysunął, słudzy znikli i monsignor gości swych nazad wprowadził do salonu. Kanonik liczył bijące kwadranse na wspaniałym zegarze, który komin przyozdabiał, myśląc, kiedy mu wyjść będzie wolno, gdy przerywane gawędki o tém i owém, padły na mediae res, na bieżące miejskie wypadki. Sopoćko zaczął mówić o zgubnym