— Do mnie! z burą! no ojcze, mów! słucham z pokorą, a jeślim winien przyznam się i poprawię...
— Co wy tam o jakimś dzienniku anty-katolickim myślicie! wy! Polacy! gdy katolicyzm, który nas wykołysał i wykarmił, którego dziećmi jesteście, prześladowany jest i znękany? Człowiecze! Jakby się to nazywało!
— Niewdzięcznością! — odparł Sławek — ale ojcze mój — powiedziano ci nieprawdę, o dzienniku anty-katolickim nikt nie myśli i myśleć nie może...
— A cóż macie robić?...
— Dziennik! mój ojcze! Sprawy religijne dogmatu, kościoła nie tyczą się nas wcale, a te, w których spór między kościołem a społecznością w nowe formy się układającą — rodzić się może... mamy i prawo i obowiązek mówić wedle sumienia i ducha wieku... Ci, co nas pomawiają o występek, nie widzą tego, że pragniemy właśnie przejednania katolicyzmu z wiekiem, ich zgody i pokoju...
Kanonik zaczął się śmiać.
— No i no! jaki z waści statysta teraz! zawołał — Nie będę cię spowiadał z zasad i myśli, ale dajesz mi słowo, że w duchu jesteś katolikiem i synem wiernym kościoła?
— Daję — rzekł Sławek. Nie tajno ks. kanonikowi, że te pojęcia, o których ja mówię i które niedołężnie reprezentuję, objawiają się u ludzi dobréj wiary
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/161
Ta strona została skorygowana.