pomniała sobie w nim zmienioną tylko perspektywę, jednę z tych postaci w ulicy widywanych od wieków, w mieście znanych, do któréj, nazwiska niewiedząc tylko, nawykła była od dawna. Sopoćko kręcący się nieustannie po ulicach, był popularnym, ulicznicy zwali go szaraczkiem, gdyż najczęściéj ubierał się w suknie tego koloru, przydomek ten dany mu Lena niegdyś słyszała nawet i pomyślała sobie — co téż ten szaraczek chce odemnie?
— Mógłżem się ja spodziewać kiedy — dokończył Sopoćko, żebym córkę méj siostry... zastał... aktorką!!
Lena w pierwszéj chwili usłyszawszy to, zawołała.
— Siostry twéj! Pan byś był bratem méj matki? Matki mojéj! krewnym tak bliskim?
Oczy jéj pałały, ale myśl, że ten tak bliski krewny dopiero się teraz o niéj dowiedział, że nie szukał ani matki ani sieroty po niéj, ostudziła ją i uczyniła ostrożną a nieufną.
— I pan... dopiero teraz... dowiedziałeś się.
— Wypadkiem! rzekł Sopoćko...
— A o zgonie méj matki... o losie matki... Sopoćko się zmięszał widocznie.
— Matka waćpanny, rzekł surowo, naraziła się całéj naszéj rodzinie przez nierozważne i nieodpowiednie zamążpójście... wyrzekliśmy się jéj i stósunków z nią.
Lena cofnęła się o krok dumnie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/168
Ta strona została skorygowana.