— A zatém, odparła, i sieroty się państwo wyrzekliście — nie mam więc szczęścia być siostrzenicą pańską.... Nic uwłaczającego pamięci méj drogiéj matki słyszeć nie chcę...
Gorąco wyrzeczone słowa zmięszały pana Sopoćkę..
— Ja wcale w złéj intencyi tu nie przychodzę, rzekł, ani myślę wywoływać pamięć rzeczy dawnych i już na sądzie Bożym będących... Mam pewne obowiąski względem waćpanny...
— Żadnych, odpowiedziała żywo Lena, jeśli ich nie mieliście względem méj matki. Powtarzam panu, jesteśmy i będziemy sobie obcy. Dwadzieścia kilka lat, sierota nie miałam rodziny, ona zapomniała o mnie — ja dziś nie pamiętam o niéj... Przyznam się, że w innych okolicznościach rodzina... byłaby dla mnie największym skarbem, szczęściem... ale... ja nie mam rodziny.
— Czy waćpanna chcesz, czy nie, ale ją prawnie masz, rzekł zimno Sopoćko... ja jestem legalnym jéj opiekunem...
— Być może — nie zdaje mi się jednak, bym teraz potrzebowała opieki — odpowiedziała Lena równie chłodno. Nie miałam jéj, gdym z głodu marła, gdym była dzieckiem na miłosierdziu i jałmużnie, nie chcę jéj teraz...
— Powtarzam pannie, zawołał Sopoćko, że tu nie idzie o jéj zezwolenie... fakt jest, żem ja opiekun...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/169
Ta strona została skorygowana.