Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/174

Ta strona została skorygowana.

— Nie wiedziałem, że pan jesteś opiekunem téj młodéj osoby...? rzekł, uśmiechając się Sopoćko.
— Była dziecięciem jeszcze, gdym był tak szczęśliwym, w dniu zgonu jéj matki... przybyć osieroconéj w pomoc... to była pierwsza nasza znajomość.
— Odnowiona jak widzę... sarkastycznie rzekł Sopoćko.
— Tak jest, śmiało dodał Młyński — czy pan znajdujesz w tém co zdrożnego?? I jakże się to stało, że dopiero teraz zgłaszasz się do tak bliskiéj krewnéj.
— Bom się o niéj teraz dopiero dowiedział, rzekł Sopoćko i przyznaję się, dowiedziałem się z boleścią, że taki sobie zawód wybrała.
— W każdym zawodzie można zostać czystą i poczciwą! zawołała Lena.
— Tylko nie w teatrze — sucho odparł Sopoćko... teatr potępia kościół...
— Przecież teatra są w samym Rzymie! zawołał Młyński.
— Tak, jak są i rynsztoki! gniewnie odparł stary.. i Immondezaio.
— Pozwól pan chłodniéj pomówić o tém, przerwał Młyński — gdybyś znał lepiéj pannę Helenę, niewidziałbyś dla niéj niebezpieczeństwa... Ma prawdziwe artystyczne powołanie...
Sopoćko ruszył ramionami...