powieściowy, a co się tyczy poezyi, tych dziennik polityczny nie znosi.
— Dziennik! dziennik pojęty wedle ducha wieku, dla szerokiego ogółu? zawołała literatka — mógłby się obejść bez tego, co stanowi najponętniejszy pokarm młodzieży, osób płci mojéj...? To by był błąd, niedarowany, nie mógłby rachować na powodzenie!
— Daruje pani... ale w téj chwili!
— Pan wychodzi? pilno mu? przepraszam, ale pan będzie pamiętał nazwisko moje — Prakseda Wielebiska... mieszkam u krewnych, ulica Turecka, numer 8... pierwsze piętro... Nawet zdaje mi się żem pana widywała, będąc na wsi w okolicy, w któréj mieszkała pani podkomorzyna... Matka moja jest z domu Kantabrien z hrabiów Kantabrien... a podobno nawet dawniéj książęcéj familii. Wielebiscy, rodzice moi mieli majątek znaczny w Wielkopolsce... Ja jestem osieroconą, ocaliłam część majątku i mając zapewnioną skromną egzystencyą, oddaję się poezyi i piśmiennictwu... Na nieszczęście u nas brak przedsiębiorców, organów, współczucie i głos mój ginie stłumiony...
Sławek nie mógł nic mówić, tak był zmięszany płynnością mowy p. Praksedy... kłaniał się tylko.
— Niechże mnie pan téż odwiedzi? na herbatę kiedy? przeczytałabym panu choć jedną pieśń Bromiry, lub parę urywków z Zakapturzonego. Wcieliłam
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/188
Ta strona została skorygowana.