— Aureli Matapacki, doktor filozofii, rzekł chrząkając — nazwisko moje znanem panu być musi? Jestem, jak wiadomo autorem przekładu rozprawy znakomitego filozofa francuskiego „o zgryzotach sumienia” przekładałem także Bukoliki Wirgiliusza, począłem jak wiadomo Lukrejusza... a teraz zajmuję się dykcyonarzem łacińskim...
— Czemże doktorowi służyć mogę? spytał Sławek.
— To ja, to ja zwracam do pana pytanie, czem mu użytecznym być mogę? Pan jak słyszałem, wydawać ma dziennik? tak?
— Tak jest...
— Nic właściwszego jak w odcinku dla wszczepienia dobrego smaku w nowe pokolenia, dać Bukolik Wirgiliusza... lub niektóre ułamki Lukrejusza, albo li téż z Metamorfoz coś. Ułamkowo pracowałem nad Metamorfozami...
— Szanowny doktorze... to dziennik polityczny.
— Rozumiem, wszakże nie przeszkadza to, by się i literaturą zajmować nie miał... ale zdrową, klasyczną, Wreszcie kto ma styl, naukę, wytrawność, może pisać lub przekładać z pożytkiem — co zechce... ofiaruję panu pomoc moją. Tu nikt pisać nie umie, to studenci, to fuszery panie dobrodzieju... to tałatajstwo... marodery...
— Co do dziennika, odparł zafrasowany Sławek —
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/190
Ta strona została skorygowana.