Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/198

Ta strona została skorygowana.

Sławek przyjął to, ale postanowił sobie z niéj pójść do Leny i obmyśleć, co ma począć... Żal mu było biednéj, czuł że nie za swoją, ale po części za jego pokutowała winę, wiedział jak ją zaboli oddalenie od teatru, który lubiła, i w nim widziała przyszłość. Potrzeba było znaleść jéj zajęcie, chleb... opiekę... i odepchnąć prześladowanie dalsze Sopoćki, które się zdawało jéj zagrażać... W tych myślach wyruszyli razem z domu, a Samiel pociągnął go najgłówniejszemi ulicami... przypadkiem czy umyślnie, któż zgadnie? Tacy Samiele, wszakże rzadko co czynią bez rachuby pewnéj i bez celu — Sławek nie wiedział dobrze, dokąd idzie.


W sercu człowieka o każdéj życia jego dobie — co innego mieszka, inne uczucie porusza nim, a gdybyśmy zajrzeć mogli do téj puszki Pandory!! Jak się tam z niczego rodzi to, co człowiekiem całym ma owładnąć... jak rośnie pod wpływem często przeciwnych na na pozór wypadków, jak się z miłości nienawiść wykluwa, jak namiętność stygnie, gaśnie, spopiela się i rozwiewia... Te dzieje serca rzadko całkowicie zna świat po wulkanicznych tylko na zewnątrz wybuchach, krótkich i zamykających dramat. Patrząc na rozkwitłą swą córkę hr. Wartska badała nieraz jéj rumieńce, uśmiechy, ożywione ruchy i pochmurne zamyślenia, pytając sama siebie, coby one znaczyły, a choć własne doświadczenie