uradowana, pomięszana, niepamiętna na burę, którą sobie u matki mogła zarobić. — Zaraz mi pan pocałuj mamę w rękę, przeproś ją i zrób zgodę!!
Hrabina spojrzała, mrucząc na Jadzię, ale to nic nie pomogło, dziewczę tak było ucieszone, przejęte, tak mocno sobie postanowiło pośredniczyć pomiędzy kuzynem a mamą, że na nic już nie zważało. Sławek uśmiechał się, patrząc na hrabinę, pani Wartska ruszyła ramionami, a Samiel nie chcąc być świadkiem familijnych interesów ukłonił się i wysunął natychmiast.
— Jadzia nie wiedzieć co plecie! zawołała pani hrabina.
— Żadnego sporu między nami nie było, dodał Sławek...
— O! bałamucisz! przerwała Jadzia, — a dla czegóż bywałeś wprzódy codziennie, a teraz całkiem u nas bywać przestałeś. Byłeś domowym, stałeś się więcéj niż obcym, bo jak nieznajomym... Otóż mnie bez ciebie nudno, tęsknię za tobą i z tém się nie taję... proszę cię o zgodę! No! zgoda między parami chrześcijańskiemi! dodała, spoglądając na matkę, która stała zakłopotana chmurna.
Trudno się było pogniewać na to miluchne dziecko. Hrabina tylko nie wiedziała jak to zakończyć; Sławek ukłoniwszy się z przymuszonym uśmiechem miał odchodzić, gdy na nic nie zważając dziewczę, nawet na to,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/201
Ta strona została skorygowana.