W tém wszystkiém Sławek czuł niewidomą rękę wujaszka Sopoćki i to go najwięcéj przerażało... W istocie saméj Sopoćko skorzystał wcale niespodzianie z eksaltacyi chwilowéj biednéj Leny... Nadszedł on wieczorem, gdy już postanowiła była uciekać, nie wiedzieć jeszcze dokąd, aby tylko nie być Sławkowi ciężarem i w obec świata nie kompromitować go sobą. Lena myślała, że przebędzie dni kilka ukrytą w zajeździe, a potém znajdzie na wsi lub mieście choćby najbiedniejsze zajęcie nauczycielskie, robotę ręczną, co bądz... byle z głodu nie umrzeć. Na te marzenia wszedł Sopoćko... Wiedział on od Dyrektora, że Lenie dano z teatru odprawę, chciał korzystać z pierwszéj chwili niepewności i trwogi. Wsunął się tym razem, łagodząc wyraz twarzy..
Niespodział się wcale, że siostrzenica przyjmie go teraz... zdając mu się na łaskę... nie zrozumiał nawet téj zmiany w niéj i przypisywał ją samemu sobie.
— Ofiarowałeś mi pan pomoc swoję — zawołała — biorę go za słowo... Nie jestem już w teatrze, nie mam gdzie podziać.. wskaż mi pan, jeśli możesz, gdzie się umieścić.
— Ja com powiedział raz, nie cofam nigdy — odezwał się Sopoćko — ale proszę w wyborze umieszczenia i zajęcia spuścić się zupełnie na mnie...
Lena milczała...
— WPanna, jak wiem, sposobiłaś się na nauczycielkę,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/208
Ta strona została skorygowana.