rozmiarów, jakich dziennik wymagał, nie miał; trzeci wcześnie dał słowo Drabickiemu, że się nie podejmie niczego, coby mu szkodzić mogło.
Tak w chwili, gdy już dziennik miał się ukazać, zabrakło mu środków, kto inny byłby się cofnął, co krok spotykając przeszkody, Sławek z całą energią młodości, postanowił iść przebojem. Pożyczył pieniądze na majątek, dał lichwę, bo z niego nie zaniedbano korzystać — i zakładać się wziął drukarnią własną. Współnakładzcy słyszeć o tém nie chcieli, przyjął więc Młyński na siebie ryzyko i brnął daléj.
Ale do drukarni potrzeba było ludzi, a Drabicki umiał być popularnym, gdy tego potrzebował, miał swych ajentów we wszystkich klasach społeczeństwa... i każde mu z czułością szepnął sam lub przez swoich na ucho.
— Niech cię Bóg broni tam iść! To już dziś trupem pachnie! Miejsce stracisz, a za dwa miesiące wszystko się rozsypie. Po przyjacielsku życzę... dajcie pokój. To interes nie solidny...
Z największą trudnością przyszło zawerbować pijaków, robotników bez zajęcia i wybierki czeladzi...
Na tych drobnych codziennych walkach, do których mało kto znajdzie w sobie siłę potrzebną, bo powolnie wyczerpują, wysysają człowieka — nużył się, nękał Sławek. Ale od czegoż młodość! przeciwności są dla niéj bodźcem, są raczéj zachętą niż przeszkodą.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/215
Ta strona została skorygowana.