Drabicki nie umiał pisać... ale wskazać swoim pisarkom słabizny, ale podyktować ukąszenie najzłośliwsze, pokrytą osobistość, aluzyą wściekłą a adeptom tylko zrozumiałą — potrafił jak nikt. W tém był mistrzem nieporównanym... Śmiał się żółto... i cichusio szepnął tylko...
Pierwszy numer dziennika jest zawsze ciekawością wielką, ale z zajęcia, jakie obudza, żadnego prognostyku przyszłości wyciągać nie można, bo każda nowość jest dla ludzi lepem...
Wyrywano go sobie z rąk do rąk. Przyjaciele Drabickiego wcześnie wskazali słabe miejsca, podłechtano kilka osób... wzbudzono sztucznie oburzenie... okrzyczano nową publikacyą jako najczerwieńszą... Prokuratorya wprawdzie nie skonfiskowała pierwszego numeru, aby pismu na wstępie nie nadawać popularności, ale na denuncyacyach nie zbywało — Drabicki numer poznaczany wykrzyknikami i znakami zapytania sam złożył w ręce pana Radzcy..
Pod wieczór już Sławek nie mógł wyjść na ulicę, przyjaciele mu radzili, aby dał przejść burzy, nie narażając się na nią. W gazecie Drabickiego ukazał się tylko króciuchny artykuliczek pełen wykrzykników, ale zły, jak pies wściekły. Kąsał, nie szczekając, podnosił, uwydatniał, tłómaczył a w końcu witał uprzejmie nieszczęśliwą towarzyszkę, prorokując jéj zgon rychły.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/217
Ta strona została skorygowana.