powiadam... to nie są żarty, Sławek nie jest bez talentu... ludzie są głupi... a ja jestem stary, a waćpan obojętny, choćby na głowę naszę sklepienie runąć miało...
— Myślisz? spytał szydersko Izydor...
— No, czemu nie radzisz?
— Radź sam... jam tu nie do rady, tylko do roboty.. gdybym miał radzić, to bym powiedział, idź, sprzedaj gazetę swoję i pókiś cały umykaj z placu.
— Ale ba! pókim cały! Źle czy dobrze, ja się im przecież nie dam...
— No to się nie skarż.
— Na jutro napiszesz artykuł pochwalny, w tonie humorystycznym, lekkim, pogardliwym, wszystko wynosząc, ale tak, żeby śmiertelnie wydrwić.
— To najmniejsza rzecz...
— A więcéj nic — dodał Drabicki... ja już wiem, jak postąpię... ale nagle nie mogę... nie mogę... trzeba poczekać...
Artykuł pochwalny wyszedł, ale się nie udał, był słaby, czuć w nim było nieszczerość, złość... brak przekonań...
Daleko skuteczniéj działał Drabicki żywém słowem po szyneczkach, po restauracyach i na zgromadzeniach, do których go przypuszczano, bo wszędzie potrafił się wcisnąć jeśli nie jako prezes, to jako członek...
Szło sobie pomalutku, cicho, ale skutecznie... We
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/219
Ta strona została skorygowana.