sterném gwizdaniem naśladującém śpiew ptasi a szczególniéj kanarki.
Kanarek był wściekle zły... Na wysiadaniu z bryczki pochwycił go Drabicki, zaprowadził do restauracyi, począł gawędę, przypominając lepsze szkólne czasy... i dał mu w rękę nową gazetę. — Patrzajno kochanie, co to ci ludzie piszą o was szlachcie!!
W dzienniku był bardzo słuszny, ale nieco ostry artykuł, malujący tych zardzewiałych, którzy pod pozorem zachowania obyczaju narodowego» pielęgnują wady i nałogi... Nie wiedzieć, jakim przypadkiem autor artykułu, wystawiając typ hulaszczéj a próżnującéj szlachty, odmalował kubek w kubek Kanarka i nazwał go sobie panem Szczygielskim. — Przyszło mu to bez myśli.. ale Drabicki zaraz zwrócił uwagę szlachcica.. że pomiędzy szczygłem a kanakiem zachodzi wielkie podobieństwo, że to jest niedarowana osobistość, że wytknięto go palcem i narażono na śmiech ogólny.
— Macie tedy waszych tych sławionych dziennikarzy... kość z kości! mówił redaktor... otóż to patrz, co dokazują! I oni mówią, że kochają tę świętą ojczyznę naszą... tę miłą macierz naszą starą, tę Polskę rycerską i szlachecką...
Drabicki teatralnie westchnął, podnosząc ręce do góry, Kanarek ujął go w szerokie ramiona, był wzruszony jego boleścią, kazał podać butelkę starego węgrzyna
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/223
Ta strona została skorygowana.