Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/235

Ta strona została skorygowana.

pchnęła Samiela i pobiegła ku temu łożu zbroczonemu, na którém niesiono Młyńskiego.
Z przeraźliwym krzykiem, z załamanemi rękami przypadła ku niemu. Wartska także, zapomniawszy swego gniewu, z niewieścią litością pobiegła za nią. Na płacz ich, Sławek oczy otworzył, uśmiechnął się i drzącą, słabą rękę podał Jadzi... ale słowa wymówić nie mógł... omdlał...
Biedne dziewcze we łzach, nie mogąc się na nogach utrzymać, łamiąc ręce, wlokło się, czepiąc noszów... a gdy rannego złożono na pościeli, upadła na posadzkę przy nim... Hrabinie i dziecka i żal Sławka było, i ona płakała. Samiel stał jak winowajca ze spuszczonemi rękami... niemy...
Ale wszystkich odpędził lekarz dla opatrzenia rany... Jadzia jednak nie dała się wyciągnąć matce daléj, jak do drugiego pokoju...
Napróżno całując ją, przyrzekając powrót, prosiła matka wylękła, ażeby z nią odjechała, Jadzia całowała ją po rękach, po nogach... i przysięgała, że ztąd nie odejdzie...
Położenie było przykre... tém bardziéj, że wyświecało dopiero teraz całe przywiązanie Jadzi do Młyńskiego, o którém naturalnie wkrótce już po mieście gwarzyć miano. Dwie kobiety przytulone jedne do drugiéj, we łzach, modląc się, przebyły tak długą, śmier-