obojętnie podtrzymywany przez założycieli, musi być w położeniu takiém, iżby rad się z niego uczciwie wyśliznąć, gdyby tylko było można... postanowił więc wymacać, jak mówił, usposobienie rady... administracyjnéj i... przyjść jéj przez miłosierdzie w pomoc, przejmując na siebie abonentów, a ruinę dziennika biorąc na swe ramiona...
Długo przemyślał nad wyborem człowieka, któremu by się mógł zwierzyć, aż nareszcie... za pośrednika wziąć postanowił p. Samiela, z którym był ni źle, ni dobrze, który do żadnego obozu nie należał wyłącznie... i gotów był zawsze płynąć sobie środkiem między jednymi a drugimi. Właśnie się z nim spotkał w ulicy... Uścisnął go bardzo serdecznie naprzód... a potém odciągnąwszy na stronę... i wpatrując mu się w oczy, rzekł.
— Pan mnie trochę znasz... niech tam sobie ludzie co chcą gadają, nie jestem tak zły, jak mówią ci, co sami dobrzy nie są... Serce mam... Mój kochany panie, nie uwierzycie, jak mi tego poczciwego zresztą, ale nieopatrznego podkomorzyca żal... Ja mu to przepowiadałem... Ale i on i jego współpracownicy będą w kłopocie teraz... bo na jego głowie był cały dziennik — niema co mówić... Radź im pan, niech się go pozbędą, niech porzucą... do czego to im się zdało!! do czego! po co! To egzystować nie może! pieniędzy stracą tém więcéj, im dłużéj się to pociągnie. Niech zawczasu się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/239
Ta strona została skorygowana.