Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/241

Ta strona została skorygowana.

wieść, ani ks. Kanonik, jego nauczyciel... ani nikt z przyjaciół... Trzeba było, żeby ze wsi przybył, mówią że natchniony snem, czy widzeniem jakiémś, człek zresztą pospolity... który postanowił stanąć w obronie kościoła i prawdy... Słyszał podobno z obrazu jakiegoś do siebie przemawiający, jakoby głos — Idź i pomścij się, a daj przestrogę.. Tak, że ten człowiek pchany, pędzony swą misyą szedł, leciał sam, nie wiedząc poco, gdzie, aż głos wewnętrzny wskazał mu tego człowieka — oto jest!
Wiem, że niedowiarkowie wcale to inaczéj tłómaczą i opowiadają, ale rzecz przecie tak się miała a nie inaczéj, wiem z najlepszego źródła!!
Sopoćko obejrzał się, chcąc przekonać się, jaki skutek mowa jego uczyniła i postrzegł spuszczone oczy, oblicza dowodzące skruszonych serc... efekt był wielki.
Hr. Dreissowa kiwała głową, jak była zwykła, gdy ją coś bardzo przejmowało... trzymała palce pod brodą i za każdém kiwnięciem, uderzała się oń.. ale nie czuła, tak się wpatrzyła w apostoła Sopoćkę.. Ten powtarzał — palec Boży!
— Teraz, mówił daléj — piorun padł na tę Babel... i rozproszą się, a budowa runie...
— Ale co nam z tego, przerwała hrabina, myśmy się na nasz własny organ zdobyć nie mogli i znowu wszyscy przejdą do Drabickiego...
— Otóż ja pani dobrodziejce powiem otwarcie, że