Drabickiego wolę — rzekł Sopoćko, jest człowiek bez pryncypiów, to prawda, tchórz przed opinią, — ale z nim porozumieć się można... On by rad i liberalnym się podobać, ale i z konserwatystami a kościołem nie zrywać także. Siedzi na dwóch stołkach... zawsze wolę go, niż tych, co głośno nam wojnę wypowiadają w imieniu postępu... Drabicki nigdy o rzeczy draźliwéj nie powie ani tak, ani nie... ale zabałamuci... oszczędza wszystkich. Zresztą ja nie rozpaczam, że jego by nawet nawrócić można.
Hrabina westchnęła — ale ciągle jeszcze głową kiwała zamyślona.
— Trzeba, żeby się wyspowiadał... cicho rzekła.
— Któż? Drabicki? spytał Sopoćko.
— Ale nie — ranny, ranny... może umrzeć, toby było dobrym przykładem...
— Sopoćko obiecał się postarać.
Na intencyą nawrócenia, miano odprawić nabożeństwo... chociaż poczciwy chłopiec nawracać się nie potrzebował, bo się nigdy od drogi wiary nie odwrócił.
Dla plotkarzy był to dzień bardzo pomyślny, a artyści, którzy na ladajakiéj tkance ładnie haftować umieją, na pojedynku tym osnuwali najrozmaitsze powiastki... Samielowi przytomność pani Wartskiéj u łoża kuzynka nie szła w smak... ale z niéj korzystał, bo on znowu przy tych paniach siedział. Sławek nie wiele pewnie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/242
Ta strona została skorygowana.