stary Kanonik, i zabrawszy brewiarz pod pachę, pobiegł do łoża ucznia swojego, postanowiwszy go nie opuścić. Napływ do dworku był tego dnia bardzo wielki, a hałas na Drabickiego, którego posądzano, że się podszczuciem Kanarka przyczynił do tego wypadku — nie mniejszy. Niektórzy stawali w jego obronie, zwalając winę na hałaburdowstwo szlachcica. Najgorzéj wszakże było w redakcji, gdzie młody, acz zdatny chłopak pochwycił kierunek dziennika i z wielkim smakiem puścił się na pole wałki z przesądami, zastałością, zardzewieniem itd. Rada postanowiła utrzymać bądź co bądź dziennik aż do wyzdrowienia Sławka, lekarz bowiem za życie zdawał się ręczyć.
Bezład, który musiał się wkraść w czasie bezkrólewia, nie tyle może pismu uszkodził, co nieszczęśliwéj jego kasie, czerpanéj z kieszeni Młyńskiego. Wszystko szło na jego rachunek, a gdy ludziom wolno rachować na kogoś, co się nie broni, rzadko wstrzemięźliwymi być zechcą.
Nieśmiały wniosek Samiela, który życzył poprzestać wydawania, a likwidacyą powierzyć Drabickiemu i oddać mu abonentów, wywołał protestacye gorące...
U łoża chorego teraz skupiało się zajęcie całe... a los jego żywo obchodził wszystkich...
Dni kilka jednak stanowczo jeszcze nic wyrzec nie było można... dopiero gdy gorączka przeszła, a rana
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/245
Ta strona została skorygowana.