dych panów, którzy tańcowali, w ostatku poczęła téż mówić o strasznym pojedynku, którym całe miasto się zajmowało pomiędzy panem... Kanarkiem, a podkomorzycem Młyńskim...
Wymówienie tego imienia zrobiło takie wrażenie na milczącéj zwykle dozorczyni zabawy, iż się widocznie zbliżyła, i przysłuchiwać zaczęła. Pochlebiało to pannie Julii i rozpowiedziała z największemi szczegółami o przygodzie... jak się ci panowie wśród ulicy pobili... jak się wyzwali, że popełnili okropne świętokradztwo, gdyż strzelali się na cmentarzu...
Wszystkie pensyonarki w kupkę zbite jak owieczki, ręce łamiąc i podnosząc do góry, powtórzyły — O mój Boże! na cmentarzu!!
Cichość panowała w sali jak największa, a panna Julia widziała, że dozorczyni okropnie się zarumieniła... zatrzęsła ze zgrozy... Opowiadała tedy daléj, iż pięć razy do siebie strzelali, niemogąc się trafić... że jednego z nich kula padła w grób ojca...
Tu znowu wykrzyknęły panny ze zgrozą i zatrzęsły się... dozorczyni przystąpiła bliżéj... nareszcie Julka poprzysięgała, że podkomorzyc był śmiertelnie ranny, że się na śmierć dysponował... a drugi był pokaleczony...
Nie wiadomo, co się stało dozorczyni, ale na niéj także opowiadanie zrobiło wrażenie nadzwyczajne, tak, że panienki musiały jéj podać wody i posadzić ją na
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/247
Ta strona została skorygowana.