Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/255

Ta strona została skorygowana.

— Tak... ale po cóż! doktor mówił, żeby unikać wzruszenia! widzicie! co tu począć z wami! wołał stary...
— Ale ja nie... nie jestem wzruszony... ja słyszałem jéj głos, jam czuł, że ona teraz przyjść musi... i że zostać tu powinna...
Kanonik ręką machnął w rozpaczy.
— Ja zostanę w izbie sług... ja wdzieję suknię sługi... tylko mi pozwólcie zostać...
Najprzykrzejsze było położenie starego Kanonika, który niemógł przytomnością swą uświęcać tak nieprzyzwoitych stósunków, a czuł, że gdy odejdzie, jeszcze się mniéj staną przyzwoitemi — wiedział, że nazajutrz w mieście pełno będzie plotek przez ludzi... słowem dałby był wiele, żeby wyjść z tego położenia.
Sławek teraz zdawał się nie tylko nie gorzéj, ale znacznie spokojniejszy, a gdy doktór nadszedł i znalazł tę improwizowaną siostrę miłosierdzia nie umiał sobie wytłómaczyć, jak ona cudownie na polepszenie stanu chorego wpłynęła...
Koniec końcem. Lena zapomniawszy o wszystkiém, nawet o skutkach tego postępku swojego dla Sławka — jako prosta sługa została przy nim...


Codziennie przyjeżdżała się o zdrowie kuzyna dowiadywać hrabina Wartska, była już na to wyznaczona godzina i odwiedziny odbywały się ceremonialnie przy