przez dziurkę od klucza. Hrabina coraz silniéj dobijać się zaczęła... bojąc się, czy Jadzia nie zemdlała... przerażona milczeniem... musiała kazać drzwi wyłamać. Jakież było podziwienie, przestrach, rozpacz, gdy w pokoiku zastała palącą się lampkę, rozłożoną książkę... rzucone rękawiczki... a w szafie na pół otwartéj zabrakło chustki, okrycia i kapelusza...
Matka nadto znała dobrze serce swego dziecięcia, aby o niém zwątpić mogła, nie pojęła zrazu tajemnicy, potém dopiero wspomnienie Sławka ją rozjaśniło... Konie pochwyciwszy, pobiegła wprost do dworku Młyńskiego.
Kanonik przeczuwał jéj przybycie... Na nieszczęśliwego staruszka zwaliły się dziś wszystkie brzemiona... załamał biedny ręce — co tu począć! co począć! Czy przyznać się do bytności Jadzi... czy powiedzieć... że jéj nie widział!
Ale fałszem zmazać usta! jemu, co kłamstwo nawet najpobożniejsze uważał za zmazę ducha ludzkiego!
Nie... nie! bądź co bądź... należało powiedzieć prawdę.
Hrabina blada pokazała się w progu, zobaczyła Kanonika i odetchnęła.
— Moja córka... rzekła miarkując się i kryjąc, jak mogła, niespokojność, moja córka mnie tu... poprzedziła? Ona tu jest?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/276
Ta strona została skorygowana.