lichwiarzem, ale prowadził swe interesa tak ostrożnie, tak cicho, że nikt się tego nie domyślał. Udawał, że służy za pośrednika tylko...
Kufer więc nabierał wagi i obiecywał być wielce interesującym...
Urzędnicy przystępujący do egzaminu jego, wzdychali, myśląc nad tém, czemu z nich żaden do spadku należeć nie może.
Nareszcie klucz w zamku misternym zakręcony brzęknął, otwarty się wrzeciądze... i widok przyjemny oczom ciekawych się przedstawił. Wszystko to było w rozczulającym porządku... złoto z jednéj strony, papiery poklasyfikowane i pozortowane z drugiéj, skrypta pozwięzywane czerwonemi sznureczkami od świec... rejestra, kwitki... srebro w starych szkarpetkach i miedź nawet w gałgankach... Inwentarz tego kufra zajął niezmiernie wiele czasu... trzeba go było porządnie bardzo wylegitymować, zregestrować, obliczyć i stan fortuny w interesie fiskusu oznaczyć ściśle... Na pierwszy rzut oka w mieszkanie Sopoćki żyd by był nie dał za jego mienie i tysiąca złotych, popatrzywszy zdala na kufer znowu, osoby żywéj imaginacyi mogły by się były spodziewać milionów... a wszystkiego wszystkiém w pocie czoła zarobionego grosza było trzykroć sto tysięcy guldenów pewnych i ze sto wątpliwych... nie licząc fantów i t. p.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/285
Ta strona została skorygowana.