lekarz wzruszeń zakazywał — ale powoli to ten, to ów przebąknął, reszty domyśleć się było łatwo.
Nakoniec objawienie stanu tego nieszczęśliwego dziennika stawało się koniecznością, gdyż długi rosły, wyczerpywały się fundusze, ruina groziła, poczciwi szlachcicowie, początkowo gorliwi założyciele, bronili teraz swych kieszeni z nadzwyczajnym zapałem... Drabickiego ręka, niewidzialna ale wszechmogąca i wszędobylska, dawała się czuć na każdym kroku... W redakcyi nawet miał swojego człowieczka którego tam za pewnemi wpływami wpakował, a ten mu donosił i niektóre rzeczy doradzał... rozumie się z życzliwości dla dziennika... Poczciwy ów człeczyna, narzędzie bierne, nie czuł i nie wiedział, co robi — naiwnie nosił ogień pod stodołę, w nadziei, że zboże wysuszy...
Skutkiem tych przerozmaitych działań, oddziaływań, krzyżujących się robót, było, że dziennik plątał się, kompromitował, stawał przy najlepszych chęciach coraz gorszym, padał... Ażeby go dźwignąć, ktoś doradził głośniejszą opozycyą przeciwko rządowi — bo to mogło uczynić go popularnym, ale za drugim w tym duchu i z tą fizyognomią artykułem, Drabicki poszedł do przyjaciela swojego pana Radzcy, wskazał mu wystąpienie i spytał, czy téż prokuratorya takie rzeczy znosi.
— Bo, widzi kochany Radzca — to proste pytanie — niewinne! jeżeli wolno takie rzeczy pisać bezkarnie...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/294
Ta strona została skorygowana.