wieka obluzganą, w błocie starzaną, bo wy ją reprentujecie, a kto was tknie, serca jéj dotyka.
Lekkie oklaski dały się słyszeć.
— Cierpiałem z radością dla ojczyzny, dodał Drabicki — i gdyby nie ona, nie występowałbym i dziś, aby mi nie zarzucono, że bronię siebie a nie téj, któréj poświęciłem życie!
Mówił długo, przeplatając ojczyzną i poświęceniem, Polską i ofiarą... bardzo zręcznie... ale nie konkludując nic...
— Masz waćpan, przerwał jeden z założycieli dziennika — sympatyą naszą i adhezyą... omyliliśmy się. Człowiek ten nas zdradził, zawiódł, oczernił, wyrzekamy się go wszyscy...
— A więc — szepnął Drabicki — należałoby to... sformułować? hę!
— Co to znaczy? — spytał jeden ze szlachty.
— No, nie wiem — odparł drugi, zobaczemy.
— Napisać rodzaj protestu i kondemnaty — dodał Redaktor i opatrzyć go w podpisy głównych panów obywateli...
— Doskonale! zawołali gorętsi — doskonale... piszcie...
Wezwano do pióra kogoś, bo Drabicki się podjąć nie chciał redakcyi. Jednym manifest ten wydawał się za łagodny, drugim, za namiętny, rozpoczęto rozprawy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/307
Ta strona została skorygowana.