— Czytać cię nie będą...
— Muszą — odparł podkomorzyc. Zawsze się czyta tych, co nam gorzką mówią prawdę... potém się ich łaje i przeklina. Ale skutek prawdy ten jest, że działa na tych, co na nią plwają i przeciw niéj wrzawę podnoszą.
— A! gdybyś był na zgromadzeniu, nie wiem, czy byś tak mówił — rzekł Samiel — jam był i przerażony jestem.
— Cóż? drugi pojedynek? spytał Sławek, śmiejąc się.
— Coś gorszego nad to... zupełne zaparcie się ciebie.
— A jakże ty śmiałeś tu przyjść do mnie? z przymuszonym śmiechem rzekł Młyński.
— Umiem być przyjacielem bądź co bądź, odezwał się Samiel — słuchaj. Ta sprawa dziennika, to rzecz twéj woli... nie mięszam się do niéj, pozwoliłbym sobie w innéj rzeczy odezwać się do ciebie... i w imię przyjaźni poczuwam się do obowiązku.
— Mów... z pewném szyderstwem ozwał się Sławek — słucham...
— W sprawie dziennika byłeś aż do zbytku otwartym i szczerym, w innych jesteś tajemniczym i ciemnym, tak że cię nikt nie rozumie... Co myślisz... o Jadzi...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/313
Ta strona została skorygowana.