chcąc w nich coś wyczytać, ale doktór był panem siebie i nie pokazywał nic.
Zastała Sławka nad stołem z dłońmi zaciśniętemi i spartą na nich twarzą, podniósł ją bladą, ale uśmiechniętą, zobaczywszy Lenę.
— Cóż ty? cierpiący? spytała.
— Nie — nie, tak, trochę... zmęczony jestem, był Samiel... znudził mnie... mówić trudno... poczytaj mi...
Lena usiadła i poczęła przerzucać książki, ale wybór był trudny, wesołego nie chciał, smutnego ona się lękała, przypadkiem Przedświt wpadł jéj w ręce.
Zaczęła: omijając pierwszą pieśń od tego obrazu:
Czy pamiętasz nad Alp śniegiem
Rozwieszone Włoch błękity?
Nad jeziora włoskim brzegiem,
Czy pamiętasz Alp granity?
Głos jéj był dźwięczny jak muzyka... przejęty, łzawy, czytała cudnie, bo sercem czytała całém i tak zamarzyli się, utonęli w téj poezyi do późna, nie myśląc, że świat.. był jaki inny za nimi.
Sławek słuchał z głową opartą na rękach, aż ostatni dźwięk z ostatnim skonał wierszem...
Ducha męzkiego niewieści aniele!
Czuwaj nademą — i zostań się przy mnie
Aż zginę, cząstką, w trudów arcydziele,
Aż skonam, zwrótką, w poświęcenia hymnie. —