tania Drejssowéj (co ją ujęło) serdecznie ściskając pannę Karolię, co mogło groźném być dla jéj złotych okularów i ślicznie dygając Sopoćce, który zdala się odkłonił ostrożnie i niezgrabnie.
Z Jadzią życie i ciepło weszło do salonu... ale u drzwi zaczęto dzwonić a dzwonić, wchodziły panie, panowie, panny... Między innemi do niepoznania wyfryzowany, wypomadowany i wysznurowany pan Samuel... Towarzystwo podzieliło się na małe gronka, rozmowa się rozprysła, ale przedmiotów do niéj nie brakło...
Mówiono około kanapy o Bollandystach, których skróceniem zajmowała się panna Karolia.. Sopoćko o hr. Montalambercie... Pan Samuel o koniach, a Jadzia o kwiatkach... Wszystko to chwilami mięszało się razem...
Pani domu chciała coś zacząć o ostatnim dziele V. Hugo, ale wzmiankę powitano milczeniem złowrogiem...
Sławek pomagał, jak mógł, w gospodarstwie...
Dawano herbatę, gdy się do niego pochylił Samuel i szepnął mu.
— A cóż? widziałeś Lenę?
— Ja? nie —
— Byłem pewny, że do ciebie poleci, bo wczoraj już wiedziała o twojém przybyciu.. W pierwszéj chwili zarumieniła się porwała.. chciała opłacić nie wiem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/67
Ta strona została skorygowana.