przylgłe, że świat jest tym poczciwym światem dobréj wiary, o którym on śnił; że na nim są różnice przekonań szczere i każdy otwarcie pod swoją idzie z podniesioném czołem chorągwią...
Od pierwszych kroków zdumiał i zasmucił, znalazłszy wcale co innego... mało zasad i przekonań silnych, jeszcze mniéj mających odwagę wystąpić jawnie, interes panujący ponad wszystkiém, sobkostwo gorszące, ta tchórzliwość aż do upodlenia posunięta, a co najstraszniejsza — wyzyskiwanie wielkich idei na korzyść drobnych osobistości.
Ta miłość ojczyzny, najświętsze z uczuć, najczystsze.. nie sprofanowane dotąd... wydała mu się tu dziwnie zużytkowaną, zrozumianą... a co najsmutniéj — wyzyskiwana bezwzględnie. Zasłaniali się nią i mówili o niéj wszyscy, ale po za nią stawili — albo ambicyą własną lub interesa jeszcze nad nią nikczemniejsze.
Religia nawet... była przedmiotem frymarku, płaszczem hypokryzyi, narzędziem intryg — podporą zbutwiałych doktryn, które o śwéj sile utrzymać się nie mogąc... chwytały ją... choćby z sobą ostatnią kolumnę gmachu obalić miały...
Wszystko, co słyszał, widział... o co się ocierał, smuciło go, zdumiewało, przerażało. Przecierał oczy, nie chcąc im wierzyć... rzeczywistość straszna raziła je...
— Nie! tak źle być jednak nie może! wołał —
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/76
Ta strona została skorygowana.