ów z probostwa, które dawniéj miał w Rabczycach, przeniesiony został na inne.. nie pojmował Sławek, zkąd się tu mógł wziąść.. bo widocznie gościem nie był.
— Ojcze mój! wy tutaj! a to was zsyła dla mnie opatrzność — zawołał.
— Któż wie? — spokojnie rzekł staruszek. Byłem ci potrzebny... o to jestem. Nie należy nigdy wątpić o opatrzności.
— Ale godzi się czasem wątpić o sobie, odparł Młyński.
— Co tu robisz? spytał ksiądz..
— Nie wiem, dotąd nie robię nic.. ale rozpaczam..
— Zlituj się, tego wyrazu niema w słowniku chrześcianina! Mów, co ci jest..
— Spojrzałem na świat, zbliżyłem się, dotknąłem i zwątpiłem?
— O czém? zapytał spokojnie stary.. bo jużcić nie o Bogu?
Sławek milczał.
— Kto w Boga wierzy, o świecie zwątpić nie może, bo świat jest w ręku Boga. — Dla tego, że my dróg, któremi opatrzność prowadzi nas do celu, nie rozumiemy, mielibyśmy się jéj zaprzeć..?
— Ale tyla zła? tyle fałszu? zawrzał Sławek.. tak poczwarne zepsucie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/80
Ta strona została skorygowana.