który grał w bilard bardzo zajmującą partyę... wyrwał mu kij z ręki i wprowadził go do osobnego pokoju.
— Coś ty zrobił! zawołał — wieszają mnie za artykuł.
— Com zrobił? a to dobre! zrobiłem to, czego ty sobie życzyłeś? Wszakżeś sam chciał tego...
— Ale nie tak gwałtownie! patrz! co za wyrażenia!
— Wszak ci czytałem... o głowo barania! zawołał Izydor, wszakżeś mnie ściskał i całował...
— Byłem roztargniony... to jest rzecz przebaczona, kto ma tyle na głowie, ale pan, pan jak mógłeś...
— A! dajże mi pokój!
— Co począć?
— Przetrwać burzę włożywszy czapkę na uszy... krzyczą i przekrzyczą się... niema co tego rozmazywać... pogadają i zamilkną...
Drabicki milczący ale wściekły wyszedł, a p. lzydor śmiejąc się, do partyi bilardu powrócił.
Tymczasem niefortunne owo wystąpienie, mimo zręcznych nader wykładów Redaktora... coraz większe wzbudzało oburzenie. Z tego powodu, jak to bywa zwykle, przypomniano jemu i gazecie wszystkie jego stare grzechy... Ludzie popularni są jak ci, co chodzą na laskach... Stoją wprawdzie wysoko, ale lada trącenie obala ich na ziemię... Drabickiego opanował strach pa-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/93
Ta strona została skorygowana.