Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

się w niéj przeciwko temu, że ją paniczyk miał za łatwą pastwę.
Rozmowa odbywała się jeszcze stojąc, wdowa musiała prosić siedzieć, grzeczność kazała zaproponować przekąskę.
— Jeść nie chce mi się — rzekł Niewiadomski — ale wódki kieliszek, Omni tempore wypić jestem gotów.
Filipinka znikła.
— Ten kawaler — odezwał się wskazując na mnie Niewiadomski — którego ja dawno znam i dobrze mu życzę... także się pono do palestry wybiera...
Hryniecka udała że nie słyszy, a ja dorzuciłem:
— Długo mi jeszcze dependować przyjdzie, nim się komu na co przydam...
Przyniesiono wódkę, przed którą zakąskę sobie z chleba w soli umaczanego przysposobiwszy Mostowniczyc, począł gwarzyć z jejmością, ale po cichu. Ja, chociaż na oku trzymany przez nią, miałem zręczność znowu kilka wejrzeń wymienić z panną, i mogę powiedziéć, żem się czuł z nią jakby dobrym starym znajomym, tak się jakoś dobrze rozumieliśmy.
Radbym był choć słówko przemówić, lecz wdowa tak pilnowała i groźno Filipinkę to mnie mierzyła oczyma, że o tém i pomyśleć nie mogłem. Tylem więc tylko skorzystał, że niemą rozmową się z nią zaba-