Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

że spytał o curriculum vitae, że kłamstwem się przez całe moje życie brzydziłem, opowiedziałem po krótce co się ze mną działo aż do dziś dnia.
Gdym przyszedł do podstolica, zdumiał się.
— A toż chyba wyobrażenia nie masz co cię tu czeka, gdy taki raj chcesz na piekło mieniać. Wszakże Podstolic cię lubi, na niczém nie zbywa. Trzymając się jego klamki możesz mieć dożywotni chleba kawałek. Czegóż ci się zachciewa?
Trudno mu było wytłómaczyć, żem takiéj przyszłości jaka mi tu się obiecywała nie był łasy. Patrzał na mnie i ramionami ruszał.
— Ja ci nie mam co taić, rzekł, że choć bym wziął, u mnie chleb i suchy i twardy będzie. Kapnie ci jaki grosz może od którego z klientów, co łaska, a ja nie dam nic. Strawa licha, roboty dużo, jam nie z tych co pieszczą i głaszczą. Idziesz na naukę, a za naukę kto nie może groszem płaci potem i skórą. Zatém — chcesz — wezmę... Słuchać musisz bez żadnych tłumaczeń... Emolumentów nie dam... jedzenie i siennik... Jak wola twoja...
— Jadę do Zawrocia, rzekłem mu, panu podziękuję i powracam.
Zdawał się zdumiony moją odwagą i dodał jeszcze:
— A i to sobie zapisz że — żeby cię smażono