Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

Trafiło mi się późniéj iż klijenci którzy wiedzieli żem u Świerzbińskiego był jedynym — ująć się mnie starali w różnych celach, alem miał to za principium sobie, aby w żadne potajemne się nie wdawać konszachty, bo co ukrywać się musi i wstydać djabła warto.
Świerzbiński się parę razy o tém dowiedziawszy śmiał się ze mnie.
— Z ciebie nigdy nic nie będzie. Gdybyś rozum miał, brałbyś cokolwiek dają, a robił co chciał. Katonem chcąc być, głodem trzeba mrzeć.
Trzy lata już upływało tego żywota utrapionego wielce, a ja przemyślałem co z tą nauką prawniczą pocznę i jak ją zużytkuję, gdy jednego dnia insperate, niosąc za mecenasem papiery, w przedsionku owym Themidy zobaczyłem zdala przechodzącego Podstolica.
Wydał mi się zmienionym bardzo, zestarzałym nad lata, twarz miał pofałdowaną, oczy dzikie. Oczywistą rzeczą było, że tu dla zabawy nie przyjeżdżał i że proces mieć musiał. Jakoż tego dnia dowiedziałem się, iż porąbał Trebica i zapozwany został przez rodzinę za głowę jego, bo pokaleczony w kilka miesięcy umarł. Z téj okazji powiedziano mi, że nie pierwszy to był z tego regestru proces jego, który on wielkiemi pieniędzmi zagadzać musiał.