Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

Przyniesiono jajecznicę ze słoniną i zapach doszedł chorego... Kazał sobie podać téż, poniósł do ust raz, drugi i porzucił.
— Teraz już jaja inne kury niosą — rzekł — i słonina jakaś wodnista...
Więc aby popłukać usta wódki kazał przynieść. Choć i ta mu nie smakowała, orzeźwiał po niej i poweselał.
— Przyszedłeś do mnie po poradę! — rzekł drwiąco. — Jedyny jesteś człowiek co myśleć może, iż ten co samemu sobie źle radził, drugiemu dobrą radę dać potrafi!! Ale — tak ci jest... Rozumu dla drugich u każdego łatwiej znaleźć niż dla siebie...
Rzuć do kata tego Świerzbińskiego. Szelmostwa od niego przez lat trzy mogłeś się dosyć nauczyć... Będziesz wiedział gdzie go szukać, ruszaj na swój chleb...
Począłem się śmiać...
— Z czém? — rzekłem.
— A no! z głową! — odparł. — Napytaj taką sprawę coby zdesperowana była, a podźwignięta być mogła i staw na nią... albo starosta albo kapucyn...
Rada mi się wydała rezykowną.
Mostowniczyc drzemał już... czy zadumał się, siedziałem milcząc, gdy nagle odezwał się:
— Jak ty się nazywasz? hę? Pokrzywnicki?