Naprzód więc rozsegregowałem je chronologicznie co niemało czasu i ślęczenia kosztowało, potém zabrałem się ab ovo do rozpatrzenia się w dokumentach, poczynając od owej intercyzy i zapisu wiana panny Tyburcji Świderskiej, z którego proces się urodził. Mając już pewną wprawę nabytą przy Świerzbińskim łacno nić pochwyciłem tego straszliwego pieniactwa, które trwało już wiek cały.
Zarówno Pokrzywniccy jak Świderscy prowadzili z sobą proces z zajadłością największą, z niesłychaną wytrwałością włócząc się po sądach, z ojca na syna zdając sobie tę spuściznę, w któréj już może więcéj chodziło o postawienie na swojém, niż o materjalne korzyści. Po wielekroć przyjaciele widząc, że się obie familje na sprawę rujnowały, wnosili komplanacje, sądy polubowne, zgodę, na którą ani jedna ani druga strona przystać nie chciała. Znajdowałem przy aktach listy pisane przez członków rodziny Pokrzywnickich, oświadczające że do ostatniéj koszuli krzywdy swéj poszukiwać będą.
Nie prędko doszedłem w tej mojéj kwerendzie do końca i jawném mi było, gdym ostatnie szpargały przeglądał, że Pokrzywniccy odebrać narosłéj summy ogromnéj nigdy nie mogli dla tego, że Świderscy tak jak oni zubożeli byli i zapłacić jéj nie mieli czém.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.