Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

— Krew z tych szelmów wyssać! do torby ich przyprowadzić! do wieży in fundo! Tu nie o pieniądze chodzi ale o honor. Nie dać się deprymować i dyzhonorować! Świderscy — chamy są, nieprawa szlachta. Łajdaki. Znękać ich, zdemaskować.
Mówił zapalczywie i bezładnie.
— Dziad mój, pradziad, ojciec i ja procesowaliśmy się. Straciliśmy cośmy mieli ale się szelmom nie damy. Honor domu! Pal ich djabli z ich pieniędzmi. Krwi ich i upokorzenia potrzebuję.
Nie dając mi mówić, rozstawił opończę... pokazał podarte suknie i daléj ciągnął.
— Widzisz do czegośmy doszli — ale si fradus illabatur orbis, Świderskim nie darujemy, aż głowę ostatniego pod obcasem moim poczuję. Tak! tak!
Zapalał się coraz mocniéj.
— Przyjechałem manifest do akt zanieść, te łajdaki mecenasy, którzy tysiące ze mnie wyssali, pod pozorem że im teraz zapłacić nie mam czém, nie chcą mi ani pisać ani do akt wrócić. Intryga to jest tego zbója Ildefonsa Świderskiego, ale gdyby ostatni sygnet przyszło u żyda zastawić...
Zwrócił się nagle do mnie.
— Pokrzywnicki jakikolwiek jesteś czy od Gabrjela, czy od Hilarego, czy od niewiem kogo, tandem z Pokrzywnika wielkiego Pokrzywnicki. Akceptuję cię