Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

Zmiarkowałem żem pomyślny ten ewent winien był do części interwencji Stoińskiego, a trochę i mojéj nauce u Świerzbińskiego, która mi dawała renomę jurysty.
Za to wszystko Panu Bogu tylko trzeba było dziękować.
Do Lublina przybywszy, najpilniéj było mi do panny Filipiny, aby jéj wszystko zwierzyć. Szczęśliwie się tak składało, iż właśnie w sobotę nadążyłem, a w niedzielę ją w kościołku naszym mogłem spotkać na pewno.
Jakoż wszedłszy przed samą wotywą, jak zwykle zobaczyłem ją klęczącą na swém miéjscu u kratek. Modliłem się pewnie dnia tego gorliwiéj może niż kiedy, a powziąłem to mocne postanowienie, aby nie tylko jéj prawdę całą powiedzieć, ale wcale nie malować jasnemi kolorami tego co dosyć szaro wyglądało.
Chciało mi się pewnie ją zaślubić, ale godziłoż się oszukiwać i na ciężkie losy skazywać??
Ucieszyła się zobaczywszy mnie z powrotem.... Gdym pocałowawszy ją w rękę wyprowadził z kościoła, począłem zaraz opowiadanie moje.
— Oto — odezwałem się — dłużéj mi przed takim przyjacielem jakiego w pannie Filipinie dobrodziéjce znam — taić się nie godzi z przygodą osobliwą jaka mnie spotkała, którą sam nie wiem czy mam niefor-