Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

tunną lub szczęśliwą nazywać. Pokrzywnicki obcy mi zupełnie, z nazwiska tylko blizki, ubogi człek legował mi insperate — nędzę swoją. Inaczéj tego nazwać nie mogę. Jest tego wszystkiego chłopów trzech a długów na sześciu. Dworek lichy pod słomą i jałowego gruntu kawał.
Rumieniec jéj wystąpił na lica.
— O mój Boże — zawołała — jakże tu w Opatrzność Twoją nie wierzyć...
— Jest to moja panno Filipino dobrodziéjko — przerwałem — taki podarek, iż rozmyślać się trzeba było czy go przyjąć.
— Ależ dach własny nad głową — i zagon ziemi na ogródek i mieć na czém pracować u siebie, nie kłaniając się nikomu — poczęła żywo. — Waćpan niewdzięczny jesteś gdy tego cenić nie umiesz...
Oczy jéj pałały i twarzyczka się śmiała; jam stał posępny. Uderzyła mnie zlekka po ręku.
— Jak to może być abyś się waćpan nie cieszył i Bogu nie dziękował? — ozwała się. — Jać to najlepiéj wiem co małe gospodarstwo znaczy, gdy grosza przy duszy nie ma, bom na takiém się przy nieboszce matce wychowała — ale — bogdajbym do śmierci w téj biedzie pozostać mogła, a cudzych kątów nie wycierać. Nad wszystko cięższa służba!!