na Filipina chciała zaraz do ołtarza iść aby mi dopomagać w gospodarstwie i módz mnie dopilnować.
W wigilję N. Panny Szkaplerznéj dnia 15 lipca chociażem jeszcze nie spełna siły odzyskał, mógł się ślub odbyć w kościele naszym parafjalnym na pamiątkę tego żeśmy go mieli brać u św. Michała, przed ołtarzem jego. Stoińscy koniecznie sierocie wesele wyprawić chcieli, ale i ona i ja mało u nóg nie leżeliśmy prosząc aby tego niebyło.
Odbyło się więc wszystko jak najprościéj wedle ubogiego stanu naszego. Stoińska pannie młodéj za matkę służyła, u nich ją ubrano ze zwykłym obrzędem, im do nóg upadliśmy prosząc o błogosławieństwo. Pieszo szliśmy potém w małéj komitywie do kościołka, gdzie tylko prostego ludu ze wsi był natłok.
Po błogosławieństwie kapłańskiem wziąwszy się pod ręce, razem ze Stoińskiemi i z proboszczem szliśmy do dworku, gdzie stara gospodyni w progu czekała z chlebem... Prosty obiad był przygotowany zawczasu i przyjęcie na jakie nas stało.
Tu ledwie próg przeszedłszy moja Filipinka fartuszek przypasała wesoło i wystąpiła jako gospodyni w własnym domu...
O Boże miłosierny! gdym ją zobaczył tak krzątającą się, szczebiocącą pod tym dachem naszym, nie mogłem się od łez wstrzymać.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.