Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.

woli gdym drugą wieś nabył, zbliżać się poczęli — rosła konsyderacja... Cale innym dla nich stałem się człowiekiem i ci co sobie lekceważyli mnie, poczynali już przyznawać mi — choć szczęście.
I to coś znaczy.
Przytem ani ja ani żona nie wbijaliśmy się w pychę, a tąż samą bryczyną jeździliśmy co przedtem. Konie tylko były lepsze.
W Zabrzeziu dwór jak dwór, stary był choć duży, nie byłby mnie pociągnął — ale ogród, opuszczony prawda — śliczności, z drzewy wyniosłemi, ze szpalery, z altanami, tak że i ja i Filipinka dla niego i dla dozierania gospodarstwa znaczniejszego musieliśmy postanowić dworek nasz opuścić.
Dał się prędko dom zabrzeski poprawić i wygodnym uczynić, tylko mi tego wydatku napędził żem sprzętu musiał dokupić.
Gdym granice jeszcze objeżdżał tego nowego nabytku, dopierom się dowiedział iż lasami będę z Zawrociem Podstolica graniczył. Miły Boże! ktoby mi to był powiedział że ja z nim o miedzę dziedziczyć będę. Mogę powiedzieć żem go był z oczów i z pamięci stracił zupełnie, tak że nie wiedziałem co się z nim działo.
Z okazji téj dopierom się rozpytywać zaczął. Żył jak mi mówiono więcéj w stolicy i za granicą niż