Głos go zdradził — Podstolic był, a dziś z tytułu nowego, acz drążkowego Kasztelan, choć na swoim kastelu nigdy nie bywał i na oczy go nie widział. Dawali mu téż teraz, nie wiem z jakiéj procedencji tytuł hrabiego...
— Nie mogłem się wstrzymać — odezwał się przystępując do mnie — abym nowego sąsiada a starego towarzysza szkolnego, nie nawiedził. Rozstaliśmy się prawda zimno, panie Rochu — ale waćpanu się poszczęściło, spodziewam się że żalu do mnie w sercu nie zachowałeś.
— Wdzięczność owszem — przemówiłem kłaniając mu się i do dworu prowadząc.
— A i waćpana małżonka — dodał — także do moich dawnych znajomości się liczy...
Mówił to z uśmiechem jakimś, ale grzecznie i prawie przyjacielsko.
Począłem go przepraszać że nas na nowosiedlicach znajduje i prawie na inkrotowiny przybywa, aby wybaczył że ludzie w dorobku przyjąć go może nie potrafimy...
Śmiał się tedy.
— Zachciałeś! wszakżeśmy to u nieboszczyka Karpowicza razem kaszę jadali ze staremi skwarkami i chleb stęchły!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/189
Ta strona została uwierzytelniona.