Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

szki byli w nieustannéj rekwizycij, a Salomon siedział nogę na nogę założywszy, tabakę zażywał i łajał.
Pan i on byli tego przekonania, że się z ludzi nic inaczéj nie robi tylko batem. Był to zresztą system wyciągnięty z owéj słynnéj poezyij abecadlnika.
Różczką dziateczki Duch święty bić radzi...
Bo różczka nigdy zdrowiu nie zawadzi...
Co Duch święty radził, a rada jego była czarno na białem drukowaną — naturalnie za prawidło wychowania dobrego służyć musiało.
Zamiana różczki na batog nie mogła być szkodliwą, — stanowiła tylko spotęgowanie środka nieochybnego.
Dzieci wiejskie chociaż nawykły były i w domu obrywać coś, i do zbytku wydelikaconemi się nazwać nie mogły, obawiały się dworu, gdzie karcenie przychodziło systematycznie. Rodzice choć sami bili, nie radzi byli aby kto inny ich w tém zastępował.
Gdy wójt poszedł na wieś szukać kandydata na chłopca kredensowego — jedni opornie, drudzy kubanami mu się okupując — pozamykali drzwi. Nigdzie w żadnéj chacie nie było dziecka do oddania do dworu.
Skarbnikowicz zaś tupnąwszy nogą, aż się stary dworek zatrząsł — wrzasnął:
— Cóż to ja, po cudzych wsiach sobie sługi będę szukał? A niedoczekanie wasze. Ja tych chamów nauczę.