rego obejść się nie mógł. Klucznica czyli ochmistrzyni panna Walerja, otyła jejmość lat czterdziestu, w wielkich łaskach u pana Skarbnikowicza, pędzała także, — czasem Salomon, a nawet gospodyni. Najgorszem to było że spełniając te rozkazy, którym oprzeć się nie mogłem, narażałem się Salomonowi. Ten ile razy mnie nie znalazł na moim zydlu lub przy robocie, wyprawiał historje... Po kilku dniach niewprawnych prób i stłuczeniu pary talerzy — oswoiłem się z losem i obowiązkami mojemi. Resztki jadła, które niekiedy pozostawały dzieląc z Zagrajem, zrobiłem sobie z niego pierwszego przyjaciela. Nawykł on do mnie wprędce i, co było dowodem wielkiéj ofiarności z jego strony — bo był stary i leniwy, towarzyszył mi na folwark i w posyłkach.
Widząc mnie czasem smutnie siedzącym na zydlu, przychodził głowę położywszy na kolanach moich, dać się skrobać za ucho i głaskać. Przyznać się muszę, że byłem mu za to wdzięczny. Była to pierwsza istota, która mi pewne współczucie okazała.
Życie w domu u nas było dziwne i nierówne. Chwostowski wyjeżdżał bardzo często. Gdy go nie było Salomon i ja próżnowaliśmy. Stary miał tę pociechę, że tabakę zażywał i włożywszy okulary na nos, modlił się na książce.
Była to pierwsza którą w życiu widziałem, bo
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.